środa, 5 grudnia 2012

Recenzja komiksu "Monte Cassino: Maj 1944"

Ukazała się kolejna recenzja naszego komiksu Monte Cassino tom 1.
Zainteresowanych zapraszamy do lektury: "Monte Cassino: Maj 1944"

środa, 31 października 2012

www.becla-tomecki.com

Nowa szata graficzna naszej strony jest już w użyciu. Zapraszamy do odwiedzin.
► www.becla-tomecki.com

środa, 12 września 2012

Koniec lata...

Dzisiaj o komiksie Monte Cassino... bez komiksu.
Na wstępie, chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że ten post piszę tylko w swoim imieniu. Moja rysowniczka, z niezrozumiałych dla mnie powodów, odcina się od niego i nadal lubi lato. Hm...
Nie rozumiem kobiet.

Koniec lata!
I dobrze! Bo nie znoszę tej pory roku! A te lato dało nam się wyjątkowo we znaki. Na łeb i szyję poleciały w nim wydajność pracy, motywacja, morale a nawet chęć do życia. Ale po kolei:
-po pierwsze, zaczęło się pod koniec kwietnia!
-po drugie, z racji usytuowania naszego bloku (wschód okna- zachód balkon), od samego rana do 13.00-14.00, w naszej „pracowni” panował duszny półmrok, a wszystko przez szczelnie zamknięte i zasłonięte żaluzjami okna, co by gorąca i oślepiającego światła do pokoju nie wpuszczać.
Czuliśmy się przez to trochę jak wampiry, a w „pracowni” i tak panował taki gorąc, że mojej rysowniczce pot kapał na plansze, które dodatkowo przylepiały się jej do rąk. Tak często biegała je myć, że zacząłem się bać, że to jakaś kolejna jej fobia.
W „pracowni” mamy wentylator, ale uwierzcie, gdy bełta ciężkie gorące powietrze w zamkniętym pomieszczeniu, to po godzinie czujecie się, jakbyście byli na cholernym morzu i dostali choroby morskiej!
-po trzecie, temperatura w „pracowni” była tak wysoka, że sprzęt się przegrzewał i odmawiał posłuszeństwa, a na nim cały scenariusz i wszelkie pomoce!
-po czwarte, od 20 czerwca, przez cały lipiec i początek sierpnia, w czasie największych upałów, nie mogliśmy otworzyć okna, ani odsłonić żaluzji w naszej „pracowni”, bo spółdzielnia upiększała nasz blok nową fasadą. Uczucie, że jesteśmy wampirami sięgnęło zenitu, zaczęliśmy się bać, że spodoba nam się „Zmierzch”! Rany Boskie!
Jednego wieczora, nie zważając na ostrzeżenia sąsiadów, otworzyłem na pięć minut okno, by przewietrzyć pokój „pracownię”. Efekt tej bezmyślności- to kulki styropianu, które śnieżną bielą zasnuły podłogę, stół, szafę, regały, książki, komiksy. Przylepiły się nawet do cholernej ściany i żyrandola! Potem przeniknęły przez drzwi wydostając się, niczym zaraza, na przedpokój i duży pokój. Makabra! Więcej okna nie otwieraliśmy.
-po piąte, to odkrycie, jakiego dokonaliśmy, a o którym pisaliśmy w poprzednim poście. Powstrzymam się od komentarza, choć wulgaryzmy same cisną się na usta.
-po szóste, w sierpniu możemy już otwierać okna! Łaał! Korzystamy z tego. Wieczór, wszystkie okna i balkon roztwarte na oścież. Firanki ani drgną, pot leje się litrami, ale człowiek i tak podbudowany i szczęśliwy, bo okno może otworzyć. Moja rysowniczka pracuje przy lampce. Nagle zauważa, że do jej światła zlatują jakieś malutkie zielone ustrojstwa. Niektóre ugryzą, inne giną od palca, nie jest źle. Następnego dnia, na rękach mojej rysowniczki pojawia się wysypka. Po dwóch dniach wysypka bulgocze, papra się i obcieka jak w jakimś horrorze! Wizyta u lekarza i jesteśmy spokojni. Ale kosztuje to nas ponad dwa tygodnie przymusowej przerwy w pracy. A czas ucieka!
-po siódme, umiera komputer, a na nim scenariusz i wszelkie pomoce! Chcieliśmy zrobić wcześniej kopie, ale w zeszłym roku umarło w nim usb, a na nagrywanie płyt nie pozwala pojemność dysku C, na którym ostało się wolnego 694 mb. Chce się wyć, bo brak części ( stary bardzo już jest, a padła karta graficzna i płyta główna), bo brak kasy na nowy, bo wszystko się wali, bo cały czas pod górkę, i do tego te cholerne upały! Na szczęście dobrzy ludzie wsparli i po niecałych dwóch tygodniach, komputer zmartwychwstał.

To koniec wyliczanki, na szczęście „-po ósme” już nie będzie, bo lato za nami, bo normalniej się zrobiło, bo prace nad 3 tomem posuwają się do przodu i ogólnie jakoś wszystko lepiej wygląda. U mnie, bo maja rysowniczka, z niezrozumiałych dla mnie przyczyn, nadal twierdzi, że lato to jej ulubiona pora roku.
Ale wiadomym jest nie od dziś- kobiety są dziwne. Albo szalone.





środa, 15 sierpnia 2012

Kryzys, łzy, łzy, łzy...

Na wstępie chcielibyśmy przeprosić za tak długą przerwę w wpisach na naszym blogu. Skąd ta przerwa, co zawiniło? Banalne przekładactwo na potem, na jutro, na jeszcze mam czas, na kiedy przyjdzie wena. I tak zrobił się z tego tydzień, dwa, miesiąc, dwa, trzy...

A teraz dopadł nas jeszcze kryzys. Największy, najbardziej bolesny kryzys od 14 lat, odkąd razem pracujemy.
Ponad pół roku naszej pracy poszło do kosza. Bolesne też jest to, że były sygnały ostrzegawcze, ale my je źle odczytywaliśmy, albo bagatelizowaliśmy uznając, że tak ma być. Bo wcześniej było dobrze, bo nic nie zmieniliśmy w procesie produkcji plansz... a jednak. Teraz wiemy, że się myliliśmy i to bardzo.
A najgorsze w tym wszystkim jest to, że gdybyśmy nie chcieli pokazać kilku plansz na naszym blogu, do teraz nie wiedzielibyśmy, że coś niedobrego dzieje się z naszą pracą.
Co się stało?
Wszystkie plansze, które po lawowaniu były bardzo mocno pofalowane, wędrowały do naszej „prasowalnicy”- prawie metrowej piramidy ułożonej z najcięższych książek, jakie mamy w domu. Trzymaliśmy je tam miesiącami, tak, że po wyciągnięciu były w miarę proste, a gdy nie, prasowaliśmy je jeszcze żelazkiem. Ot i cała procedura.
Tylko, że teraz było inaczej. Plansze nie wyprostowały się, a wręcz przeciwnie, niektóre pod wpływem ciężaru jeszcze bardziej się pofalowały w harmonijkę. Próbowaliśmy żelazka, ale bez efektu. Co gorsza, po skanowaniu też nic nie szło z tymi planszami zrobić. Ramki kadrów, jak i rysunki były ohydną falą...
To nas załamało, odechciało nam się dosłownie żyć...
Od lat kupowaliśmy ten papier w jednym sklepie. Wprawdzie widać było, że z latami robił się coraz cieńszy, że coraz szybciej niszczyły się rapidografy zatykając włóknami, ale mimo to, cena była atrakcyjna, no i szło na nim pracować... do czasu niestety, jak się okazało.

Na szczęście dla nas, jakoś przeszliśmy ten kryzys, i choć na samo wspomnienie boleśnie kłuje w sercu, pracujemy już z powrotem nad trzecim tomem Monte Cassino. Tym razem na nowym papierze firmy Canson. Różnica jest ogromna i od razu rzuca się w oczy.
Inaczej też suszymy papier. Planszę mocujemy za pomocą papierowej taśmy do szyby. Po skończonej pracy planszę wycinamy, jest prościutka i nie trzeba jej już wkładać pod stosy książek. To bardzo poprawia komfort naszej pracy.

Poniżej kilka zdjęć z pracy nad albumem…

-taśma papierowa, którą udało nam się zakupić w naszej super hurtowni papieru "Papirus" w Żorach


-sposób mocowania papieru


-praca nad planszą


-skończona plansza przed obróbką komputerową




piątek, 18 maja 2012

68 rocznica Monte Cassino

Dzisiaj przypada 68 rocznica zajęcia przez Polaków klasztoru Monte Cassino...

Ilustracja
"Po bitwie".

wtorek, 3 stycznia 2012

W Nowym Roku

Na wstępie chcielibyśmy Czytelnikom naszego bloga życzyć wszystkiego dobrego w Nowym Roku! Wierzymy i z całych sił trzymamy za to kciuki, że wbrew temu, co głoszą wszelkie wrony medialne, ten rok będzie dobrym rokiem! Dla wszystkich. A jakby co, to pamiętajcie - kryzys sryzys będzie fikał to pogodzi nas klątwa 2012 roku...

Wracając do projektu Monte Cassino, to sporo czasu minęło od ostatniego wpisu na tym blogu.
Na usprawiedliwienie mamy to, że nasz wydawca zaangażował nas w inny projekt, przez co musieliśmy zawiesić prace nad ostatnim tomem naszego komiksu na całe trzy miesiące.
Ale już od przyszłego tygodnia wracamy do kieratu i będziemy starali się informować Was na bieżąco o naszych postępach w pracy. Poniżej prezentujemy 2 przykładowe plansze z 3 tomu Monte Cassino, więcej możecie zobaczyć na Aleji Komiksu, na Valkirii, lub na naszej stronie internetowej www.becla-tomecki.com